Tak jak planowaliśmy pojechaliśmy dziś na działkę. Nie było specjalnie dużo rzeczy do zrobienia, więc właściwie przez prawie cały czas odpoczywaliśmy.
W drodze powrotnej wstąpiliśmy do tej gruzińskiej knajpki. Należy ona do kategorii mikro, w środku właściwie sama kuchnia i jeden stolik, na szczęście w ogródku miejsca było nieco więcej. Zjadłem dziś na spółkę z Rodzicielką pielmieni (mix wszystkich dostępnych smaków), bakłażana na ostro i pieczarki faszerowane jakimś wyrazistym serem, wszystko było znakomite. Następnym razem chyba wezmę dla odmiany chinkali.
Pozdrawiam!
Lubię poznawać nowe smaki, jak na razie robię to w Poznaniu, ale w wielu miejscach konieczna jest rezerwacja, ludzie lubią bywać i chyba sytuacja finansowa społeczeństwa się poprawiła, poza tym w dużych miastach jest sporo turystów.
OdpowiedzUsuńBez smaku choć przypraw dostatek. Bez smaku był bal widziany z mojego okna na piętrze. Basen, jacuzzi, kanapy, fotele, kelnerki i niewiele zatrzymań akcji. Opisywać… gdzież opisywać kiedy nawet patrzenie nie inspirowało a dziś diagnoza po przebudzeniu się pojawiła ,że przecież jestem jak alkoholiczka więc jeden powrót i wszystko by mogło powrócić. Wydaje się być nieporównywalnym ale… Było mocno po północy gdy do okna zaprosił mnie wrzask sowy. Ciekawość podniosła z łóżka by zerknąć skąd wrzask. Wiedzy nie dostąpiłam ale na dole poruszenie dostrzegłam. Dziwne , bo ubrane dwie postaci. Reszta od dawna bez niepotrzebności. Pomyślałam ,że to przedstawienie kolejne i pomysł Posiadacza ale w jego pomysłach nigdy nie było mężczyzn a tu pojawił się facet w sutannie. Z nim była dziewczyna też od stóp do głów na czarno. W czarnym welonie z białą obwódką. Patrzyłam przez niemożliwość tego co widziałam .- a jeśli oni, przebiegło mi przez myśl. Posiadacz, okrył się jakąś szmatą i przywitał przybyłych ale nie zanosiło się na żadne przedstawienie, na żadne przekroczenie granicy .Kelnerka przyniosła im jakieś napoje. Usiedli. Rozmawiali. Wokół snuły się nagie dziewczyny. Niektóre w zapamiętaniu grały co grać miały .Usiadłam na oknie. Siedziałam patrząc .Z zazdrością. Uczuciem najgorszym z najgorszych. Z zazdrością patrzyłam ,że dla nich mają coś ważnego a dla mnie, ja na uboczu, ja z daleka ,ja … . Przecież ja świadomie głodna słowa jestem a gdy mogłam je usłyszeć , byłam za daleko. Nie zeszłam by wejść w rozmowę, nie zeszłam. Patrzyłam z zazdrością jak rozmawiają. Gdy odchodzili pomachali do mnie jak gdyby wiedzieli ,że cały czas jestem, patrzę . Czekam. Poszli. Ja położyłam się z powrotem. Na dole wszystko wróciło do „normy” a u mnie wciąż zamieszanie i ta zazdrość i ... ja bym wzięła co przynieśli ale nie do mnie przyszli, dlaczego ?
OdpowiedzUsuńBardzo lubię te Pani opowieści w wersji mini. Sam czasem też różne rzeczy widuję z okien, jednak w większości są to rzeczy zupełnie zwyczajne, rowerzyści, ludzie z psami, całe rodziny. Wszyscy gdzieś idą, niektórzy się śpieszą, inni wloką noga za nogą. Nic szczególnego. Od niedawna, odkąd można pić alkohol nad Wisłą przez park przetaczają się grupy pijanych osób, krzyczą tak, jakby chcieli miasto obudzić. Tylko po co? Ja bym się w nocy nie rzucił w wir zabawy, jakoś nie kręci mnie taka forma spędzania czasu.
UsuńPozdrawiam!
Muszę przyznać, że właśnie zgłodniałem ;) Bakłażany bardzo lubię. Z kolei nie mam pojęcia co to jest chinkali, więc zaraz chyba sobie wyguglam ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia!
Odpoczynek na łonie natury - coś pięknego! Nie ma to jak pooddychać świeżym powietrzem, a później wyskoczyć gdzieś do knajpki :))
OdpowiedzUsuń