czwartek, 19 listopada 2020

Ulubione miejsca w Polsce.

Tym razem, zgodnie z tytułem będzie przegląd moich ulubionych miejsc w Polsce. 

Morze:

1. Unieście/Mielno. 

Właściwie nie wiem ile razy byłem tam z Rodzicami. Wszystko zaczęło się mniej więcej jak miałem jakieś 3-4 lata i do dziś lubię te miejscowości. Niektórzy nazywają te okolice naszą Ibizą, dla mnie jest to odrobina przesady. Nie lubię za bardzo leżeć plackiem na plaży, dlatego doceniam możliwość skorzystania ze spaceru brzegiem morza, pójścia nad jezioro Jamno, pójścia do miasta, a przy sprzyjającej pogodzie wycieczki po okolicy. Tam też Rodzice poznali znajomych, z którymi jesteśmy w kontakcie od jakiegoś 1998 roku. 

2. Łukęcin. 

Byłem w tej niewielkiej miejscowości trzy razy na kolonii. Pierwszy raz przeżyłem dość mocno, dzwoniłem do domu, żeby spytać się jak długo jeszcze tam będę. Dziwna sprawa, bo byłem ten pierwszy raz ze swoim kumplem z klasy, było też kilka dziewczyn z klas równoległych, z którymi się dobrze znałem. Potem przeszło mi na tyle, że jak minęły trzy tygodnie to chciałem jeszcze tam zostać. Drugi raz wzięliśmy ze sobą jeszcze jednego kolegę z klasy równoległej i jego kolegę. A za trzecim razem pojechał jeszcze średni brat tego kolegi co pierwszy raz z nim byłem na kolonii. Pobyt w Łukęcinie był w mojej ocenie czasem zupełnego relaksu. Za każdym razem odwiedzaliśmy Międzyzdroje, Dziwnów (na rowerach), do tego zostawiliśmy majątek w okolicznych sklepach dookoła ośrodka. Tam poznałem kilku fajnych kumpli, w tym niejakiego Irona (ksywa od słuchania Iron Maiden), który zaraził mnie uwielbieniem ciężkich brzmień. 

3. Ustka/Łeba. 

Dość podobne w moim odczuciu miejscowości. Na pewno spokojniejsze od Mielna, jednak warte uwagi. 

4. Dębki. 

Odkrycie najnowsze, poza sezonem spokój jak nie wiem co. Bardzo dobra smażalnia ryb przy wejściu od strony wieży widokowej. Warte powrotu. 

5. Jastrzębia Góra. 

Pojechaliśmy tam chyba dwa razy. Towarzyszył nam kolega Staruszka z wojska z rodziną. Najciekawsze momenty wiążą się z ofertą kulturalną ośrodka. Wewnętrzne imprezy prowadził tam niejaki pan Joel, po jakimś czasie okazało się, że mógł on być główną postacią z teledysku do piosenki ,,Makumba" grupy Big Cyc. Drugi ciekawy moment wiąże się z mini turniejem tenisa stołowego. Jedna z dwóch córek tego znajomego Staruszka była wtedy mistrzynią w swoim województwie. Szczególnie chłopaki przebywający na wakacjach sądzili, że pokonają ją z łatwością. Zdziwili się i dowiedzieli prawdy, jak pokonała ich wszystkich, odebrała dyplom, a na koniec pokonała jeszcze paru chętnych panów. 

Góry:

1. Zakopane. 

Jednak traktowane jako punkt startowy do wszelkich wypraw, a to w doliny, a to w jakieś wyższe (ale tylko nieco) góry. 

2. Krynica Zdrój/Iwonicz Zdrój/Rymanów Zdrój/Muszyna/Piwniczna Zdrój. 

Zbliżone charakterem miejscowości, jednak w szczegółach już nieco inne. Na pewno dobre jako połączenie regeneracji zdrowia, w połączeniu z wędrówkami górskimi. Najczęściej byłem w Iwoniczu i w Rymanowie. 

Pozostałe:

1. Okolice Olsztyna. 

Pod Olsztynem mają działkę znajomi poznani w latach 90. w Mielnie. Bywaliśmy tam zarówno jak mieli jeszcze stary domek, jak i po budowie nowego. Miejsce super, nazywane Wyspą, bo faktycznie jest to wyspa, połączona ze stałym lądem kładką. Widoki na jezioro niezwykłe, zwłaszcza o rożnych porach dnia, w różnych warunkach atmosferycznych, burze tam miały dla mnie niezwykły charakter (mimo, że ogólnie boję się burz). Do tego można odwiedzić Olsztyn, Mrągowo, Giżycko i wiele mniejszych miejscowości. 

2. Małdyty. 

Byliśmy tam tylko raz, jednak bardzo mi się tam spodobało. Przede wszystkim mieszkaliśmy w pięknym miejscu, w dawnym młynie wodnym. Budynek pachniał historią, każda deska pamiętała jakieś zacne wydarzenia. Pamiętam jakie wrażenie zrobiła na mnie stara, żeliwna wanna w łazience. Do tego widok na rzeczkę (albo miejsce połączenia rzeki z jeziorem, nie pamiętam) z okien. Znakomite miejsce. 

3. Krasnogruda/Sejny. 

Pojechaliśmy tam na zaproszenie mojej nauczycielki angielskiego. Załatwiła dla nas pokoje w dawnej szkole, u bardzo miłych ludzi. Miejsce, gdzie człowiek nie odczuwa żadnego przymusu, a czas nie gra roli. Do tego były tam dwa super pieski Sylwek (kundelek) i jamnik (nie pamiętam imienia). Sylwek jakoś wyjątkowo za mną zaczął chodzić, domagać się pieszczot itd. W Sejnach byliśmy między innymi w mieszkaniu tej mojej nauczycielki. Czułem się tam jak w jaskini kultury, bo razem z mężem zajmuje się krzewieniem muzyki z tak zwanego pogranicza. Zostaliśmy zaproszeni na koncert w byłej synagodze. Ogólnie wrażenia skłaniające do powrotu. 

4. Toruń. 

Byliśmy dwa, albo trzy razy. Główna oś wiązała się ze spotkaniami z rodziną ze strony Rodzicielki. Dwa razy byliśmy w zoo tamtejszym, poza tym zwiedzaliśmy Stare Miasto. Naprawdę przyjemne miasto. 

5. Kraków. 

Byliśmy jakieś cztery, albo pięć razy. Pierwszy raz w związku z moim zabiegiem oczu, w wieku sześciu lat. Później odwiedzaliśmy znajomych Rodziców. Przede wszystkim za każdym razem powalała mnie jakaś taka atmosfera miasta, trudna do opisania. Po Warszawie to chyba moje ulubione miasto w Polsce, które miałem okazję odwiedzić. 

6. Krosno. 

Byliśmy tam ze dwa razy w domu tego kolegi Staruszka z wojska. Poza tym jeszcze co najmniej parę razy spotykaliśmy się w okolicznych miejscowościach uzdrowiskowych. Na duży plus należy zaliczyć bliskość gór. Nawet widać je przy dobrej pogodzie z okolic mieszkania tych znajomych. 

7. Przemyśl. 

Byłem tam raz, kilka dni początkowo tylko ze Staruszkiem, potem dołączyła Rodzicielka. Pamiętam, że jak przyjechaliśmy we dwóch, to tego dnia w Przemyślu padał grad wielkości pięści człowieka. Musieliśmy stanąć na parę minut, a i tak baliśmy się o szyby w aucie. Jednak jak zobaczyłem, gdzie mamy mieszkać, to od razu się zachłysnąłem tym miastem. Za oknem mieliśmy widok na San, zabudowę miejską i jeszcze pewnie wiele innych rzeczy, o których nie pamiętam. Zachwycałem się jak dziecko małe (a miałem już jakieś kilkanaście lat wtedy) każdym elementem architektury, każdym mijanym miejscem. Nie mam pojęcia czemu akurat to miejsce tak mocno na mnie zadziałało. Czasem myślę sobie, że na emeryturze, jakbym miał się przenieść, to do Przemyśla chyba. 

Dziś polecam: Cam Cole (hard rock, rock, blues rock, rock&roll), Chet Baker (jazz, cool jazz) oraz Coastlands (post-rock, post-metal, shoegaze, ambien, beats). 

Pozdrawiam!

czwartek, 12 listopada 2020

Dość spokojnie.

Miałem zamiar przynudzać, między innymi o tym czy stosowanie form żeńskich od wszystkich zawodów ma sens. Uznałem jednak, że to zbyt jałowy temat, tak naprawdę niech każdy mówi jak chce np. socjolożka zamiast pani socjolog itd. 

Nic szczególnego się nie działo ostatnio. 

Planuję kupić sobie pod choinkę parę książek, a może i płyt. Bardzo rozczarowany jestem zamknięciem dość nagłym bibliotek. Na szczęście mam jeszcze dwie książki, w tym ,,Dziennik Mistrza i Małgorzaty". 

Dzisiejsze wydarzenia z Warszawy spowodowały u mnie nerwowość i oburzenie. Zwłaszcza jak pokazano filmik z pożarem mieszkania, całkiem niedaleko mojej kamienicy. I te wstrętne hasła rzucane przez rozbawiony i filmujący wszystko tłum. Jak dla mnie powinni odpowiadać niemal tak samo surowo za to jak sprawcy. 

Dziś polecam: Altarage (black metal, death metal), Alvvays (indie pop, dream pop, shoegaze, twee pop) oraz Agent Steel (speed metal, power metal, heavy metal). 

Pozdrawiam!