piątek, 11 lutego 2022

Jest dobrze. Recenzje płyt.

2 lutego byłem w Centrum Onkologii na kontroli. Wszystko poszło sprawnie, a co najbardziej mnie podbudowało to fakt zapisania mnie na jeszcze jedna badania- scyntygrafię. Na razie czekam na informację kiedy mam się stawić, wszystko ma być stacjonarnie w ciągu trzech dni chyba. Poza tym miałem oznaczane markery, nikt nie dzwonił na razie, co oznacza, że wszystko na tym etapie jest OK. 

Rehabilitacja wkracza powoli na ostatnią prostą, w okolicy marca zakończę spotkania, pewnie tylko zostanę z ćwiczeniami i w końcu będę mógł wrócić na rower. Bardzo cieszy mnie taki rozwój spraw, bo do pewnego momentu (przełom grudnia i stycznia tego roku) wydawało się, że trzeba będzie poszukać pomocy lekarskiej w postaci iniekcji sterydu czy coś w tym guście, aby kolano lepiej się zginało. 

Wczoraj przypomniałem sobie o słuchawkach bezprzewodowych, włączyłem sobie parę płyt i muszę powiedzieć, że to jest to. Jednak lepsze jest chyba słuchanie hard rocka, metalu itp. głośno. Przy płycie Kadavar ,,Berlin" porwał mnie na dłuższy czas dziki taniec. Ale można podciągnąć taniec pod rehabilitację chyba. (albo formę szaleństwa) :D 

Wczoraj dostałem strzał w samo serce jak przeczytałem o śmierci Romana Kostrzewskiego. Czytałem jakiś czas temu o przełożonych koncertach, operacji lidera grupy KAT, jednak nie sądziłem, że to wszystko skończy się tak szybko. Miałem marzenie, aby zobaczyć grupę z nim na czele na żywo, teraz to marzenie bez szans na spełnienie (bo w mojej opinii KAT nr 2 to podróbka). Czytałem parę razy wywiad-rzekę z Kostrzewskim i jawił mi się jako niesamowity człowiek. Nawet przez kartki biła życiowa mądrość, czuć było jak jego zwoje mózgowe pracują, aby każda kwestia została w pełni wyjaśniona. Aż się wierzyć nie chce jak się dostaje takie strzały z mediów. 

Z pewnym opóźnieniem przedstawiam recenzje płyt, które dostałem pod choinkę. 

Frank Zappa- Apostrophe (`)

Do tej pory słuchałem pojedynczych utworów tego wykonawcy. Najbardziej podoba mi się chyba brzmienie jego głosu w połączeniu z pomysłami muzycznymi. W wypadku tej płyty spora część jest inspirowana snem Zappy, w którym był Eskimosem. Całość to połączenie rocka komediowego (choćby zakaz jedzenia żółtego śniegu), rocka progresywnego, hard rocka i jazz fusion. Najbardziej wpadły mi w ucho kawałki z chórkami i rozbudowanymi fragmentami sekcji rytmicznej i gitary Mistrza. Podsumowując można napisać, że każdy znajdzie tu dla siebie jakieś miłe nuty.  Daję 8,5/10. 

Kult- Ostatnia Płyta

Jako wielki fan tej grupy mógłbym słodzić bardzo na temat tej płyty. Niestety jest ona sporym rozczarowaniem w moim odczuciu. Muzycznie ogólnie ujmując jest nadal w stylu grupy wszystko. Nawet zmiana muzyków nie wpłynęła jakoś znacząco na całość. Jednak pewnym problemem, który zauważyłem już przy płycie ,,Wstyd" są teksty Kazika. Do tej pory wiele z nich byłem w stanie zapamiętać i cytować ich obszerne fragmenty. Tu niestety będzie z tym ciężko, albo nawet nie będę w stanie. Wydaje mi się, że Kazik przeżywa jakiegoś rodzaju kryzys twórczy. W tekstach zdarzają się rymy nie przystające do poprzednich dokonań tego Artysty, tak jakby brakowało mu pomysłów do opisania zjawisk wokoło. Pozytywem jest kondycja wokalna Kazika, gdyby jeszcze ten element zawiódł, byłoby słabo jak nie wiem. Nie mniej wysłuchanie całego albumu na jeden raz męczy, co w przypadku Kultu jest czymś do tej pory mi nie znanym. Na plus należy zaliczyć następujące utwory: ,,Chcę miłości", ,,Wiara", ,,Opowieść z pandemii" oraz ,,Rafi". Reszta to niestety większe lub mniejsze wypełniacze. Daję 6,5/10. 

Muchy- Karma Market

Spora różnorodność i rozpiętość muzyczna, wszystko jednak ujęte w przyjemne dla ucha melodie, zarówno gitarowo zaznaczone, jak i z odrobiną elektroniki. Na plus można zaliczyć też mieszankę tekstów po polski i po angielsku (3/9 wszystkich). Dzięki temu cała płyta jest dość różnorodna, nie znudzi się po jednym wysłuchaniu. Daję 8,5/10. 

Joy Division- Closer (wersja z 2007 roku, dodatkowa płyta z koncertu na Uniwersytecie w Londynie z 1980 roku).

Na dodatkowym dysku live jest mój ulubiony kawałek grupy pt. ,,Love Will Tear Us Apart". Pozostałe wykonania na żywo pochodzą m.in. z pierwszej płyty zespołu. Całość doskonale wpisuje się w gatunek post-punk, jak również zimnej fali. Dźwięki instrumentów są w większości jak mechaniczne, pozbawione nieco ludzkiego wymiaru, podobnie ze śpiewem Iana Curtisa (jednak jak wie się o jego losie, wtedy całość albumu można odebrać jeszcze na dodatkowym poziomie). Nie mniej znaleźć można w tej pozycji melodie, może poukrywane wśród charakterystycznych dla w/w nurtów patentów, jednak da się je odkryć. Ogólnie ciężko opisać całość doznań, najlepiej samemu odkryć ten krążek. Daję 9/10.

Myslovitz-Myslovitz (wersja z 2018 roku z trzema dodatkowymi utworami). Można za Wikipedią uznać, że utwory krótsze to pogranicze pop-rock, zaś od utworu ,,Maj" zaczyna się bardziej psychodeliczna jazda, a także dłuższa jeśli chodzi o czas trwania utworów. Muszę powiedzieć, że chyba właśnie ta druga część bardziej mnie przekonuje. Chociaż z tej bardziej piosenkowej podobają mi się ,,Papierowe skrzydła", ,,Zgon" i ,,Przedtem". Z tej psychodelicznej części wyróżnię szczególnie ,,Maj", jakoś mniej lub bardziej świadomie odnoszę sytuacje tam ukazane do swoich przeżyć. Poza tym niczego sobie są ,,Deszcz" oraz ,,Good Day My Angel". Daję 8,6/10. 

Dziś polecam: Ariel Pink (Lo-fi, pop, muzyka eksperymentalna), Around The Fire (doom metal, stoner metal, folk metal) oraz Asaf Avidan (folk, folk rock, blues, rock). 

Pozdrawiam!

wtorek, 1 lutego 2022

Widać i czuć zmiany. Muzyczne przemyślenia.

Muszę powiedzieć, że ćwiczenia z workiem (sand bag- u mnie bardziej water bag) dają rezultaty. Początkowo miałem nieco zakwasów, jednak wiedziałem, że należy leczyć się tym, czym się zatrułem. Ćwiczyłem więc dalej, aż zakwasy zniknęły. Za to zaczyna poprawiać się stabilność nóg, siła mięśni też wydaje się być lepsza. Ogólnie sprawność operowanego kolana jest już fajna, jakieś ewentualne blokady czy lekki ból zdarzają się coraz rzadziej. I to jest najważniejsze. 

Słuchając różnorodnych nagrań z wielkiego muzycznego wora pt. deathcore/metalcore/death metal mam dwie zagwozdki. Pierwsza dotyczy tego w jaki sposób perkusiści są w stanie utrzymywać przez cały utwór często wielkie prędkości gry. W studio można pewnie podeprzeć się automatem perkusyjnym/jakimiś nakładkami w programie, jednak na koncercie wypadałoby to dość słabo. Parę razy próbowałem nadążyć za tymi muzykami na ,,powietrznej perkusji", jednak po paru sekundach wymiękałem. Druga dotyczy tego ile czasu trzeba, aby opanować growling. Kiedyś widziałem na YT filmik, w którym jeden koleś twierdzi, że ćwiczy ponad 20 lat, jak dla mnie Kosmos. O ile growling bez czytelnych słów wydaje się być prostszy, o tyle przekazanie wyraźnie treści jawi mi się jako coś niemal nierealnego do osiągnięcia. W tej dziedzinie jak na razie to jedynie udaje mi się czasem wydobyć z siebie nieudolne pig squeale, a i to raczej na jednym poziomie brzmienia. :D 

Dziś polecam: Nanga (cold rap, techno, zimna fala, jazz, reggae), RAT KRU (techno, rap, betonowa samba) oraz Black Mountain (rock psychodeliczny, stoner rock, rock alternatywny). 

Pozdrawiam!