niedziela, 15 października 2017

Powiew ,,wielkiego świata".

Będąc dziś na spacerze podszedłem z Rodzicielką do miejsca, które zwie się ,,Atelier Amaro", z zewnątrz restauracja prezentuje się mniej więcej tak, jakbyśmy byli w USA, a nie w Polsce. Pominę wszystko inne, bo według mnie za o wiele mniejsze pieniądze i bez konieczności rezerwowania stolika wieki przed wizytą można zjeść nawet w Łazienkach czy w Muzeum Narodowym. Jak na razie znam tylko kuchnię restauracji z Muzeum i jak na mój smak jest ona bardzo dobra.

Pod Centrum Sztuki Współczesnej był z kolei jakiś zlot starych i nowych aut. Co ciekawe większa ich część przyjechała z Czech. Najbardziej podobały mi się stare modele Porsche, kabriolet marki Mercedes, oczywiście Lamborghini Aventador i Nissan GTR. Przez chwilę nawet myślałem czy kiedyś uda mi się mieć tyle pieniędzy, by nabyć chociaż tego Nissana, jednak po szybkiej analizie uznałem, że nawet jeśli, to miałbym inne, ciekawsze cele na wydanie takiej kwoty. 

Pozdrawiam!

7 komentarzy:

  1. Niektóre restauracje sa chyba dla snobów, bo tam sie bywa, nie jada.
    Zloty aut bywają i u nas co roku, a kiedyś miałam okazję oglądać w Poznaniu :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie narazie królują tureckie restauracje- uwielbiam turecką kuchnię... I nie mam na myśli kebaba. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam trudności aby wskoczyć do komentarzy [nie wyświetla mi się taka możliwość] więc tu się podpinam ze swym zdaniem.
      Jak ja już dawno nie byłam w restauracji; cho...cho... a może jeszcze dawniej - nie pamiętam. A wszystko przez problemy układu pokarmowego.
      Troszkę Ci zazdroszczę tych spacerów po Warszawie.
      U nas można raz w roku zobaczyć zlot motocyklów :)

      Usuń
  3. Ale nawet trochę do wnętrza tego snobistycznego Atelier nie zajrzałeś? Szkoda... ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. szkoda, że nie wiedziałam o tych autach i nie miałam czasu tez zresztą

    OdpowiedzUsuń
  5. Gdy byłam dzieckiem moim marzeniem było Alfa Romeo. Potem, gdy już mocno dorosłam zrozumiałam, że najważniejsze by samochód po prostu spełniał swe podstawowe zadanie- dowoził mnie bez problemu tam gdzie muszę się pojawić. A jego uroda przestała mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie.
    Poza tym ja to się przywiązuję do samochodu. Gdy się rozstawałam po latach z moim uno(dostałam go w prezencie urodzinowym od męża) to...płakałam.No ale może nic dziwnego- w końcu jezdziłam nim dzień w dzień i jeszcze trochę, "wytłukując" często dobrze ponad 1000km miesięcznie.
    A kiedyś byłam oczarowana nazwą: Lancia Delta Integrale, choć sam wóz jakoś nie zrobił na mnie oszałamiającego wrażenia.
    Miłego;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Rasowy automobilista z Ciebie nie będzie.

    OdpowiedzUsuń