czwartek, 11 października 2018

Hiszpania część 2.

25 września kręciliśmy się po najbliższej okolicy. Najpierw poszliśmy nadmorską promenadą do Puerto Banus, a po 17, gdy pani rezydent wskazała nam właściwie linie autobusowe wybraliśmy się do Marbelli.

Muszę powiedzieć, że tego dnia dałem się nabrać swojemu mózgowi. Ustaliłem bowiem dość autokratycznie na podstawie nazwy wypisanej na bilecie, jak nazywa się przystanek powrotny, co przyniosło później, przynajmniej początkowo średnie skutki.

W Marbelli pokręciliśmy się w okolicy głównej ulicy, skąd odjeżdżały te autobusy. Poszliśmy sobie też na stare miasto, zobaczyliśmy wieczorową porą dość znany Plac Pomarańczy, parę przyjemnych małych uliczek, z różnymi kamienicami, sklepami itp. Zrobiło się ciemno na tyle, że zdecydowaliśmy się wrócić. Pewny siebie podałem kierowcy nazwę rzekomego przystanku, po czym rozsiadłem się jak basza. Rodzicielka po jakimś czasie zaczęła chyba podejrzewać, że coś jest nie tak, bo zwróciła mi uwagę, że autobus coraz bardziej zaczyna wjeżdżać w małe uliczki. Ja nadal pewny siebie odpowiedziałem, że nie ma co się martwić, bo tak pewnie przebiega trasa, by mogło jak najwięcej osób korzystać z połączenia. Jednak po parunastu kolejnych minutach i mnie zaczęły nachodzić wątpliwości. Ostatecznie okazało się, że wylądowaliśmy w San Pedro, oddalonym od hotelu o jakieś 2-3 kilometry. Po jakimś czasie udało się dogadać z kierowcą, należało zaczekać na ten sam autobus na kolejnym przystanku, tym razem kierowca wskazał nam, kiedy musimy wysiąść. Po tej przygodzie spojrzałem na rozkład jazdy, okazało się, że przystanek nazwany został od znajdującej się po drugiej stronie drogi szybkiego ruchu restauracji.

Zdjęcia w kolejności przedstawiają: 1,2 i 3- hotel, 4,5 i 6- promenada, 7 i 8- Marbella po zmierzchu.









Dziś polecam: Blessthefall (metalcore, screamo, post hardcore), Blind Faith (blues rock) oraz Blind Guardian (speed metal, power metal). 

Pozdrawiam!

6 komentarzy:

  1. Trzeba bardzo uwazac z nazwami za granica, niektore sa ludzaco podobne. Kiedys w Paryzu dziecko nam wysiadlo z metra i drzwi sie zamknely, a my w srodku. Takiego wrzasku narobilam, ze ktos otworzyl awaryjnie. :) Bo tez mi sie zdawalo, ze to juz ta stacja, a miala byc nastepna o podobnej nazwie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę, nie jest prosto nigdzie, także w Hiszpanii. Podobno nazwy mogą zmylić najbardziej pewnych siebie podróżników.
    Serdecznie pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Aparatczyk to taki posłuszny idiota. Do przesady posłuszny . Nawet gdy już zrobił co miał zrobić, brnie dalej w zleconej narracji. Dlaczego idiota ?. Bo w tej piaskownicy jest dowolność a on brnie, naiwność ,że im większa babeczka tym lepiej. Im większa bzdura tym ciekawiej. Im głupsza wypowiedź tym lepiej. Rzecz w tym ,że gdy wynajęty przez mądrych , szybko go utemperują ale jeśli przez głupich, umiaru brak i niesmak zostaje na wieczność. O kim piszę i kogo mam na myśli ?...jaki ojciec taki syn rzec by można –jacy zdolni ,tak samo bezradna głupota na drugiej szali i wciąż przeważa.
    Czasem nabijamy się, w tłumie bo wtedy łatwiej baranina sie ujawnia, z ludzi niemal mechanicznie wstających, pracujących i tak latami. Mi przychodzi wstać wcześniej z obowiązku, drugi dzień a wewnętrznie cierpię niczym miliony kamieniowanych...jak ja jestem słabej natury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprytni ludzie mogą na tego typu osobnikach skorzystać. Jednak nie jestem pewny czy w każdej sytuacji przyczynić się mogą do polepszenia sytuacji kogoś więcej niż swoich mocodawców, tych co są na tej tak zwanej górze.

      Pewnie to marne pocieszenie ale dla mnie wczesne wstawanie to wrażenie jakbym musiał zbierać się do kupy z miliona części. Po prostu łączy się w tym wszystkim moje lenistwo i jakieś inne tego typu przymioty.

      Usuń
  4. Takie historie zdarzają się w nieznanych miejscach. Dobrze, że nie była to zimowa noc:-)
    Ależ nas torturujesz brakiem zdjęć!!!

    OdpowiedzUsuń
  5. San Pedro nocą nie kusiło do zwiedzania? ;)

    OdpowiedzUsuń