Chyba coś niewyjaśnionego na razie ciągnie mnie do tych Łazienek. Dziś też z Rodzicielką byłem w tym parku, znów rozczarowałem się brakiem wiewiórek (tym razem całkowitym), a także w jakimś stopniu wielką ilością ludzi. Dało się jednak wytrzymać, bo na mniejszych alejkach było już mniej tłumów.
W jednej z takich alejek spotkaliśmy sarnę, tak, tak, w Łazienkach od jakiegoś czasu można podziwiać takie zwierzę, które z tego co pamiętam pochodzi chyba z lasu Kabackiego. Jest cudowna, spokojna, nie boi się ludzi o ile nie podchodzi się na mniej niż jej (nie do końca chyba mi znana) granica bezpieczeństwa. Na początku zwierzak jadł sobie spokojnie trawę, potem przemaszerował przez alejkę, by na końcu położyć się w trawie po drugiej stronie w celu strawienia obiadu. Jak dla mnie sytuacja w pełni rekompensująca brak rudzielców z kitami.
W okolicy Starej Pomarańczarni dałem się nabrać technologii z Azji. W pewnym momencie usłyszałem dźwięki jak z koncertu muzyki poważnej. Po paru sekundach okazało się, że to jacyś Azjaci mieli ze sobą takiej jakości głośnik, że muzyka z niego brzmiała krystalicznie czysto. Nie mam pojęcia jak można było uzyskać taką jakość w przenośnym urządzeniu. @_@
Pozdrawiam!
Ba no widzisz mister, są na niebie i ziemi rzeczy, które się fizjologom nie śniły ;-))))
OdpowiedzUsuńPzdr
:) Czasem warto zwolnić, popatrzeć wokół siebie, bo można takie różne ,,smaczki" powyławiać.
UsuńPozdrawiam!
Zdradzę Ci tajemnicę - mieszkałam tuż przy Łazienkach więcej lat niż masz teraz.
OdpowiedzUsuńA sarenka tam już jest od kilku lat.Zrobiono tam nawet dla niej malutki paśnik.
Ania chciała manifestować a ja lubię sprawiać jej przyjemności więc umówione spotkać się miałyśmy w wiadomym miejscu w wiadomym celu by manifestować. Cel by wiadomy i miejsce wiadome ale z roztargnienia zajęłam się czynnościami wśród których włączyłam obrazek nas którym nowojorska ulica i auta nią jadące i kamienice wzdłuż niej i ktoś , zdawało mi się wtedy ,że przypadkiem z celu niewiadomego , pianino postawił. Jeśli nie skupiam się na zbyt wielu elementach wtedy zanurzam się w jeden element i w nim zatracam i w nim spalam . On przyszedł, usiadł przy pianinie, zagrał. Grał czas jakiś a na schodach siedziała dziewczyna. Na schodku raczej siedziała bo to był schodek jeden do sklepu jakiegoś . Siedziała na tej nowojorskiej ulicy i na tym nowojorskim schodku przed nowojorskim sklepem i zakochałam się w niej w jednej małej chwili . Zachwyciłam tak bardzo ,że serce z wielkości kochającej Anię i wystarczającej do jej kochania urosło do wielkości kochającej świat cały. Pan grał i grał jak wielu po skończeniu pierwszego stopnia szkoły muzycznej acz w telewizorze brzmi to o wiele o wiele bardziej spektakularnie. Pomyślałam ,że przecież nie mogę bez niej żyć, bez tej dziewczyny co siedzi na schodku nowojorskiej ulicy. Pomyślałam ,że musze jej to powiedzieć i w sumie to ona na pewno już o tym wie bo temperatura mojego zakochania była tak wielka ,że aż sobie palca oparzyłam pokazując taksówkarzowi by milczał i nic Ani nie mówił ,że jadę do NY i że nim się obejrzy to wrócę albo nie wrócę wcale a w sumie to jakie miało to znaczenie skoro Ada na mnie czekała tam na schodku a właściwie to już ze schodka wstała i wyciągnęła skrzypce i zagrała razem z panem na tej ulicy po której jechał autobus i auta i taksówki jechały a ja leciałam samolotem. Patrzyłyśmy sobie w oczy i było między nami tak niesamowite porozumienie tak wielkie zrozumienie i tak ogromna miłość ,że musiałam i wsiadłam w samolot i wylądowałam na lotnisku i pobiegłam natychmiast na tę ulicę . Biegłam. Ania robiła transparent na manifestację a ja biegłam bo to było takie oczywiste że biegnąc dobiegnę do miejsca z którego z Adą się zobaczymy i padniemy sobie w ramiona i będziemy się całowały ze szczęścia i tuliły do siebie i będziemy szczęśliwe i będzie już tylko nasz świat i nasze życie i nasza przyszłość. Biegłam, potem trochę zmęczona szłam, potem już bardzo zmęczona zdałam się na pomoc ludzi i dotarłam w końcu na tą nowojorską ulicę ale na niej nie było już pianina, nie było autobusu, auta inne i na schodku sklepu nie siedziała Ada i nie czekała na mnie i nie rzuciła mi się w ramiona i nic nie było takim jakie ja to widziałam . Zupełnie nic nie było takim jakie ja to widziałam i zrobiło mi się smutno, bardzo i przykro bardzo bo byłam bardzo daleko od domu, bardzo daleko od Ani i bardzo daleko od miejsca wiadomego z celem wiadomym. Byłam całkiem zdezorientowana. Czułam się oszukana. Czułam się strasznie. Ledwo doczłapałam się na lotnisko i ledwo wystałam w kolejce do odprawy i ledwo patrząc dostrzegłam Adę machającą mi na pożegnanie. Uśmiechała się i była radosna chociaż zupełnie inna niźli na filmie i zupełne inna niźli w moim wyobrażeniu. Żegnała mnie jednak. Machała mi na pożegnanie. W samolocie dali mi materiały i drążek jakiś i kartkę i zrobiłam transparent by mieć na manifestację na którą pójdę z Anią. Ania nic nie wie gdzie byłam i co stało się i że przez chwilę wcale jej nie kochałam i wcale o niej nie marzyłam i wcale jej nie było w moim życiu. Tak zwyczajnie , tak po prostu jak Ady nie było na nowojorskiej ulicy.
OdpowiedzUsuńDostałam list od Ady. Bez słowa żadnego. Ta karta nie jest zapisana. Wszystko jeszcze zdarzyć się może.
Podziwiam Pani pamięć, wyobraźnię, umiejętności zapisywania historii. W tej znów dostrzegam wiele ciekawych momentów, jednak brakuje mi słów, by w sposób właściwy odpowiedzieć. Widocznie czasem tak musi być. Że nie znajdę odpowiedzi na komentarz, albo nie będzie ona zbyt mądra, całościowa.
UsuńPozdrawiam!
Ja chcę do Łazienek ....Fajnie masz, że możesz sobie tam spacerować. Duża ilości ludzi w miejscu spacerowania też by mnie nie zadowalała;
OdpowiedzUsuńKażdy ma chyba takie miejsca, do których chętnie wraca o każdej porze roku. Ostatnio zauważyłam, że coraz więcej dzikich zwierząt widuje sie w swojskich miejscach, nawet na osiedlu wczoraj słyszałam kukułkę...
OdpowiedzUsuńSą miejsca, do których się wraca. I za każdym razem znajduje się coś ciekawego, innego, a nawet mniej znanego. Na tym polega urok spacerów po znanych sobie miejscach.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Sarny są fajne, u mnie za płotem objadaja młode wierzby. czasem trzy sobie leżą...
OdpowiedzUsuńPewnie Japończycy z tym dźwiękiem - to co u nas jest nowością technologiczną, u nich już przestarzałym sprzętem :)
OdpowiedzUsuńA bliskości Łazienek zazdroszczę :)
Bo Łazienki sa nieco zaczarowanym miejscem, oazą zieleni i wytchnienia w centrum naszej betonowej dżungli.Od dziecka bywałam regularnie w tym parku, w wieku licealnym aż za często lądowałam tam, zamiast w szkole, a potem jezdziłam tam ze swoim dzieckiem, bo był tam bardzo ładny plac zabaw, atrakcja w postaci karmienia kaczek i łabędzi no i obowiązkowo lody w "prawdziwej kawiarni", jak mawiała moja córeczka. Moim wnukom, gdy byli w Warszawie z wizytą, też się podobało w Łazienkach. To taki urokliwy park po prostu. Pozdrów ode mnie gdy tam następny raz będziesz;))
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Może w tym roku będę w Łazienkach.
OdpowiedzUsuń