środa, 30 maja 2018

Jestem w domu.

Jestem już w domu, bardzo zadowolony z wyjazdu, choć jedno zdarzenie w jakiejś mierze przekreśliło nasz spokój na dłużej. 

Droga w tamtą stronę była dość dobra, choć blisko Warszawy były na dość długim dystansie rozkopy, jechało się więc średnio. Na miejscu okazało się, że mamy do dyspozycji połówkę domu z piętrem. Do tego ogródek, widok na góry, śpiew ptaków, gdakanie kur, bicie dzwonów pobliskiego kościoła i temu podobne sytuacje nie dostępne w mieście. 

Odwiedziliśmy: górę Żar, Szyndzielnię i Skrzyczne, dwa razy Żywiec (muzeum przy browarze i zamek, obydwa miejsca warte polecania, choć w muzeum browaru są dość drogie bilety), przepłynęliśmy się też statkiem wycieczkowym po jeziorze Żywieckim. 

Wszystkie wypady były spokojne, aż do czasu pojechania na Skrzyczne. Jak wjechaliśmy na szczyt od razu rzuciła nam się w oczy dość duża grupa paralotniarzy. Pokręciliśmy się w okolicy schroniska, poszliśmy też trochę szlakiem, jak wróciliśmy to postanowiliśmy wejść na wieżę widokową. Oglądaliśmy widoki, gdy nagle cień lotni zasłonił Słońce, paręnaście sekund później zauważyłem kątem oka jak jeden lotniarz został wyniesiony nad budynek schroniska. Początkowo wszystko wyglądało na kontrolowane akrobacje, jednak już za chwilę cała czasza znalazła się w poziomie do ziemi, a wraz z nią ten człowiek. Kilka sekund później czasza zwinęła się, linki okręciły się wokół siebie i nieszczęsny mężczyzna runął na beton za schroniskiem. Początkowo wszyscy co widzieli ten wypadek myśleli chyba, że to sen czy inna mara. Jednak po chwilowym zawieszeniu sporo osób rzuciło się na pomoc. Sytuację utrudniał fakt zamknięcia wszystkich bramek w ogrodzeniu, ludzie jednak poprzechodzili górą. Uruchomił się alarm, ochrona zauważyła wtedy chyba dopiero co się stało. Wezwano śmigłowiec, na miejscu była lekarka, dostała się do poszkodowanego, jednak jej opowieść nie nastroiła nikogo dobrze. Śmigłowiec przyleciał po pół godzinie, ratownicy zaczęli dostawać się już na teren schroniska przez otwartą bramę. Zjechaliśmy kolejką na dół, helikopter przez cały czas stał na górze i nie startował. Dziś sprawdziłem w Sieci, że ten paralotniarz zmarł. To był pierwszy przypadek, gdy zetknąłem się z czymś jednocześnie tak niewiarygodnym i namacalnym jak śmierć człowieka, którego widziało się chwilę przed wypadkiem. Muszę powiedzieć, że do tej pory jeszcze to całe wydarzenie we mnie gdzieś tam siedzi. 

Pozdrawiam!

9 komentarzy:

  1. No moj Czarodziej tez probowal mi uświadomić ze to nie słabość prosić a odwaga ze czlowiek umie sie przyznać ze z czyms sobie nie radzi


    Musze przyznać malo przyjemna sytuacja widząc taki wypadek i śmierć człowieka przykro mi ze byłeś tego świadkiem

    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  2. uczuciowesmaki30 maja 2018 23:55

    Nic mnie tak nie wk....a jak dzwony w pobliskim kościele w sobotę czy niedzielę, w piątek i we wtorek a także we czwartek środę i poniedziałek... uchchch :-/
    Na szczęście jeszcze 3 miesiące i nie będę słyszeć takich atrakcji.
    No cóż, życie jest ulotne. Ja kiedyś widziałem to co zostało z człowieka który znalazł się pomiędzy latarnią a dźwigiem wojskowym, który na tą latarnię wjechał. Koszmarów nie miałem i nie mam. Ze śmiercią można się oswoić, to kwestia praktyki choć zaznaczam, że zimnym chirurgiem nie jestem ani lekarzem czy pracownikiem zakładu pogrzebowego.
    No dobra niech zabrzmią Sons of Apollo :-)
    Pzdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A te dzwony to biły mniej więcej pięć razy dziennie po trzy minuty mniej więcej za każdym razem. Słabe to było bardzo dla mnie, choć zaczynałem się powoli przyzwyczajać chyba.

      Pewnie za jakiś czas wrażenia z tego wypadku staną się dalekie, choć pewnie kiedyś może mi się co nieco przypomnieć. Ważne dla mnie jest to, bym w miarę szybko wyrzucił jednak z pamięci to zdarzenie.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. …a przecież żyjemy , by piękniej było na świecie i tak było tam ,skąd przyszliśmy i tak jest tam dokąd idziemy. Oczywistym jest , co jest pięknem i oczywistym jest co jest dziełem bo pięknym jest to co daje narodziny, bo pięknym jest to co daje nowe powstające z niczego bo pięknym jest narysowane inaczej ale wciąż przynoszące radość narodzin. Pięknem jest gdy z wielkiego worka bezładnie wrzuconych słów, powstaje cisza a z niej wielki krzyk. Radość wielka powstaje. Płacz czasem ale z tej strony .Pięknem nie jestem ja, nie jesteś Ty bo nikt sam w sobie nie jest piękny. Sami w sobie jesteśmy nadzieją ,że piękno zaistnieje. Wolną, nieprzymuszoną nadzieją jesteśmy ,że piękno zaistnieje.

    PS. Przyszło mi Panie Młody ,że bardzo mi się nie spodobało, jak wróciłeś. Bardzo mi się nie spodobało ,że wróciłeś, bo gdy już nauczyłam się czegoś, przychodzisz i burzysz. Żeby to jeszcze było burzenie ,że „klękajcie narody „ ale to takie burzenie , takie do niczego takie , takie … Przyszło mi do głowy, Panie Młody z kawą poranną co to dla osób kilku a ja ją sama w jeden organizm wlewam, że jeśli coś było, niech jest, niech leży na miejscu widocznym ,by można było skorzystać, by można było nabrać, by można było przypomnieć, sobie innym. Jeśli coś jest niech będzie a jeśli czegoś nie ma , niech nie ma. Tak jak z klapką na muchy co to komuś się nie spodobało , że nie tyle, że jest ale nie spodobało się jak bywa i ów ktoś położył ją tak ,że jej teraz nie ma i nie ma jak pozbyć się upierdliwej muchy nie robiąc głupich machań ręką, nie wzdrygając się głową, nie tańcząc tańca uciekańca od muchy. Zwarzyć by trzeba, czy lepiej schować, co jest i udawać ,że tego nie ma, czy używać z umiarem tak by mdlącego nadmiaru nie było. Przyszło m ido głowy Młody Panie , że znów będzie o pogodzie, rowerze, tacie, mamie i że na działce pomidory zawiązały się a nie na półce w sklepie. Przyszło mi do głowy bo wróciłeś a ja już się przyzwyczaiłam ,że Cie nie ma i co teraz ?-spacerowałem, napiszesz a w ripoście-ja też spacerowałam a ja lubię spacerować a spacerować jest pięknie a ja się wyspacerowałam do bólu a ja nie mogłam spacerować a ja chciałam a … spacerowanie, spacerować, spacerologia, spaceromiędolenie spacerowania do bólu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to właśnie nasze życie wygląda. Pewnie, że chciałoby się widzieć tylko początek, koniec w jakiejś mierze mógłby być nam obcy, daleki. Jednak takie sytuacje jaką widziałem powodują, że zaczynam myśleć o tym końcu. Może za jakiś czas to przechodzi w całości, jednak jakiś czas myślę o tym.

      Ale w tym całym moim zburzeniu jest może jakaś nadzieja? Bo może pojawi się jednak w moich notkach coś innego niż codzienność. Kto to wie w sumie.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Oprócz gdakania kur inne atrakcje mam na moim osiedlu...
    W okolicach, gdzie byliście też zamierzam być, ten rejs stateczkiem podoba mi sie, może skorzystamy:-)
    Sytuacja paralotniarza okropna, może umiejętności zbyt małe lub inna przyczyna, straszne!
    Nie dziwi mnie, że to tak Wami wstrząsnęło.
    Dobrze, że wróciliście szczęśliwie.

    OdpowiedzUsuń
  5. To i tak masz szczęście, że bez takich widoków przeżyłeś 25 lat. Niestety paralotnia nie jest bezpiecznym sprzętem. Ratownicy pogotowia w Alpach niemal co kilka dni zeskrobują jakiegoś paralotniarza ze skał.
    Wszystkie te miejsca gdzie byliście znam, bo kilka razy spędzałam wakacje w Szczyrku i w Porąbce.Wtedy na górze Żar było lotnisko aeroklubu i codziennie oglądałam loty szybowców.
    A raz, gdy zjeżdżaliśmy kolejką z Szyndzielni w czasie mgły to ktoś z obsługi zle obliczył ilość pełnych wagoników i zatrzymał kolejkę i ponad godzinę siedzieliśmy w kolejce wystraszeni, czy i kiedy nas ściągną na dół.
    Ale jak widać- ściągnęli nim tam umarłam ze strachu.;)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie dziwię się, ze takie wydarzenie gdzieś w Tobie głęboko siedzi to wydarzenie. Sama nie wiem, czy był łatwo i szybko o tym zapomniała. W jednej chwili widzisz człowieka, w drugiej już go nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  7. Straszne to wydarzenie z paralotniarzem. Pierwszy raz kiedy zetknąłem się ze śmiercią w ten sposób, było to na autostradzie. Jakiś samochód dachował, nie widziałem ciał, ale wszystko wybebeszone na zewnątrz, jakieś dziecinne zabawki i tak dalej. Szok.

    OdpowiedzUsuń