Przepraszam wszystkich, że na razie nie jestem w stanie odpisać na komentarze. Jedynie co, to staram się zaglądać do Was, czytam najnowsze wieści. Ogólnie mówiąc można określić mój stan jako za przeproszeniem rozpieprzenie totalne.
Osiem dni po operacji Staruszka zaczęły się pierwsze komplikacje, wcześniej jeśli dobrze pamiętam był krótki epizod jakby małego udaru, jednak tomografia wykluczyła taką możliwość (to był tzw. TIA). Wtedy też okazało się, że poniżej stomii jest wyciek, trzeba było zrobić operację kolejną, pojawiły się początki zapalenia otrzewnej. W kolejnych dniach wszystko zdawało się iść ku lepszemu, chociaż dwie operacje w dwa tygodnie mniej więcej to raczej słaba sytuacja. Nie mniej odzyskałem z Rodzicielką kontakt, może tylko przeszkadzał nam problem Staruszka z mówieniem od rury intubacyjnej. Po kolejnych ośmiu dniach pojawił się kolejny problem, prawdopodobieństwo przetoki, trzeba było zrobić kolejną operację. W jej trakcie okazało się, że to nie przetoka a jakiś stary ropień. Od 6 maja Staruszek jest już na OIOM-ie (po drugiej operacji też był, pół dnia, jednak został ustabilizowany i odesłany na salę ogólną), podłączony do respiratora. Z każdym kolejnym dniem okazuje się, że coraz mniej narządów pracuje, najpierw wątroba przestała w pełni działać, potem nerki i jelita. Właściwie sytuacja jest z gatunku horrorów, oczekiwanie na najgorsze.
Czuję się okropnie, choć mam chwile jakiegoś odprężenia od tych wszystkich myśli. Jednak jak one nadchodzą to są z gatunku najgorszego. Analizuję ostatnie rozmowy ze Staruszkiem przez telefon. Na przykład taką jak po pierwszej operacji mówił Rodzicielce, że dostał kanapkę, w związku z obolałym gardłem miał problem z przełykaniem, zażartował jednak, że ma przecież dużo czasu, aby ją zjeść. Albo rozmowę ze mną przed ostatnią operacją, to była forma takiego przypomnienia (choć wiedzieliśmy od lekarza wcześniej już o planach takich), gdzie mimo wszystko wyczułem już wielki strach w głosie Staruszka.
Lekarze z OIOM-u starają się oczywiście jak tylko mogą, przede wszystkim znoszą cierpienia Staruszka. Najładniej powiedziała pani ordynator jak rozmawiała z nami, że robią co mogą, podają leki przeciwbólowe, antybiotyki, jednak wygląda na to, że pan Michał (czyli Staruszek) wybrał inną drogę.
Jedynym moim pocieszeniem jest fakt, że jeśli nastąpi najgorsze to Staruszek nie będzie więcej cierpiał, poza tym może spotka się w niebie ze swoimi Rodzicami, kuzynami i resztą rodziny czy znajomych, których nie ma wśród nas.
Od tego czwartku chodzę do psychoterapeutki, żeby ogarnąć najpierw temat odchodzenia bliskiej osoby, żałoby itd., a później by zmienić nieco mój sposób nawiązywania kontaktów z ludźmi, bycia z nimi.
Nie mogę obiecać, że wrócę na blog. Nie umiem powiedzieć kiedy może to nastąpić. Pamiętam o Was, myślę z sympatią, a jak będę miał więcej sił i chęci to pewnie przeczytam nowości Wasze.
Pozdrawiam!
Nie wiem, co napisać. Zostawiam ślad, że czytam i myślę o Tobie.
OdpowiedzUsuńPrzypomniałeś mi odchodzenie moich rodziców...
OdpowiedzUsuńMiałam nadzieje, ze Twojemu tacie jednak się poprawi.
Trzymaj się na tyle, ile zdołasz.
Może nasze myśli pomogą...
O rany. To okropne. Wygląda na to, że rzeczywiście jest to już odchodzenie - i dobrze przynajmniej, że jest zaopiekowany pod względem bólu.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci współczuję.
Piotrek, badz silny, dla Mamy i dla siebie. Wspieraj Mame.
OdpowiedzUsuńPrzesylam Wam wory wsparcia.
Przytulam...
OdpowiedzUsuńJestem przy Tobie myślami i pamiętam; wspieram duchowo; pozdrawiam Basia
OdpowiedzUsuńPrzytulam Piotrze, wiem dobrze co znosisz. Ale wytrzymasz, człowiek to w sumie wielce wytrzymały produkt.Dobrze i mądrze, że chodzisz na psychoterapię.
OdpowiedzUsuńPosyłam Ci same dobre myśli.
Nie umiem nic mądrego powiedzieć w tej sytuacji. Czytam, myślę, wspieram.
OdpowiedzUsuń..jestem myślami z Tobą Piotrze, wspieram Cię z całego serca..
OdpowiedzUsuńNo Młody w końcu bedziesz mógł pokazać ,że jesteś facetem a nie mazgajem i pasozytem na cudzym garnuszku. Wybacz ,że nie umiem współczuć.Nigdy nie płakałam nad czytaną książką. Jesli to Twoje życie to już całkiem nie rozumiem -Wnoszę ,że licencja poetica jak u innych.
OdpowiedzUsuńWróciłam jeszcze raz by dopatrzyć. Doskonały jest ten Twój pomysł , zawarty w opowiadaniu o psychoterapeucie. Bardzo oryginalny i warty zastosowania przez ludzi w prawdziwie dojmujacej sytuacji.
OdpowiedzUsuńJak można komuś, komu życie się właśnie tak posypało, pisać tak wstrętne rzeczy... Kloszard, idź rzygać żółcią gdzie indziej.
OdpowiedzUsuńJa też nie pojmuje jak można. Ale widać ta osoba inaczej nie potrafi niż przywalić jeszcze cierpiącemu. Wstrętne. Pozdrawiam
UsuńBardzo mi przykro z powodu twojego taty Piotruś. Jestem z Tobą. Wiem jakie to trudne, wiem coś o tym bo byłam przy babci umierającej. Szkoda że tak to się ułożyło. Trzymaj się bo wiem że łatwo nie będzie. Terapia zawsze coś pomoże.
OdpowiedzUsuńJestem sercem z Tobą.Przytulam.
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro! W moim zawodzie wciąż kogoś żegnam....
OdpowiedzUsuńPiotrze, wpisuje tutaj, bo wywala mnie z komentarzy pod najnowszym postem.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się i zadbaj o kolano, bo zdrowie masz jedno.