czwartek, 31 grudnia 2020

Na Nowy Rok.

Życzę Wam w kolejnym roku dużo zdrowia. Jak wiadomo wtedy większość przeszkód troszkę blaknie. Poza tym ważne jest, aby iść w pogodzie ducha przez życie, z uśmiechem i z dobrym towarzystwem. Życzę też spełnienia marzeń związanych z wszelkimi sprawami, od tych najprostszych, po najtrudniejsze (ale z gatunku do rozwiązania). 

Dziś polecam:  Arckanum (black metal), Armored Saint (heavy metal) oraz Aurora (electropop, indie pop, synth pop). 

Pozdrawiam!

wtorek, 22 grudnia 2020

Poszukiwania. Przed Świętami.

Ostatnio zacząłem wracać do aktywności, które kiedyś mi się spodobały w jakimś stopniu. Wczoraj odkopałem program do tworzenia grafik na komputerze i zrobiłem kilka prób. Z ciekawostek mogę dodać, że jak do tej pory przerobiłem już sporo kwestii związanych z literaturą (tworzę, choć dość domorośle i może nawet ciut grafomańsko), muzyką (w prostych programach coś tam ,,montowałem") i ze sztukami wizualnymi (trochę w pastelach, trochę w grafice komputerowej). 

Przygotowania weszły u mnie w decydującą fazę. Mamy niemal wszystko zrobione w kwestii jedzenia. Tylko zostają jakieś poprawki, albo dokończenie dań. Dziś byliśmy po choinkę, Rodzicielka jak zwykle się postarała zdobiąc ją (złoto i czerwień w tym roku królują). Na razie nie czuję atmosfery, jednak to dla mnie charakterystyczna rzecz. 

Mam nadzieję, że mimo wszystko nadchodzące dni będą dla Was pełne znajomych, Świątecznych zapachów, smaków itp. A ewentualne braki osobowe uda się nadrobić chociażby na łączach internetowych (sami planujemy takie połączenia on-line z rodziną od strony Staruszka).  

Dziś polecam: Cane Hill (nu-metal, industrial metal, metal alternatywny, metalcore), Children of Aegean (instrumentalna, stoner rock, rock) oraz Country Joe And The Fish (acid rock, rock psychodeliczny, folk rock). 

Pozdrawiam!

poniedziałek, 7 grudnia 2020

Miejsca za granicą, które zrobiły na mnie wrażenie.

Tytuł nieco inny od ostatniej notki. Bowiem nie miałem okazji nigdzie za granicą być tyle razy, by poznać wszystkie zakamarki, uliczki itd. tak jak to w Polsce miałem możliwość uczynić. 

1. Czechy/Słowacja. 

Głównie odwiedzane przy okazji pobytów w górach, w większości wycieczki raczej bez planu, gdzie oczy poniosą. Z tych zaplanowanych najbardziej pamiętam odwiedziny w Ołomuńcu i w Pradze. Ze Słowacji najlepiej wspominam wizytę na szczycie Tatrzańskiej Łomnicy. 

2. Austria/Szwajcaria. 

W drodze do Włoch (jak drugi raz jechałem z Rodzicielką i rodziną Staruszka) zatrzymaliśmy się na kilka dni w tych krajach. Przede wszystkim zapadło mi w pamięci zaufanie jakim obdarzają się wszyscy. Dotyczy to przede wszystkim pozostawiania produktów na sprzedaż bez specjalnego dozoru, każdy chętny wrzuca pieniądze do oznaczonego miejsca i bierze opłaconą ilość produktu. Przeżyłem też niemały szok jak w miejscu, gdzie mieliśmy mieszkać, właściciel zostawił klucze do naszych pokoi w kopercie położonej przy drzwiach od tarasu. Jak weszliśmy to znów przeżyłem szok jak zobaczyłem zeszyt, do którego należy wpisać pobrane z lodówki (pełnej po brzegi) produkty, aby później się rozliczyć. Najprzyjemniej wspominam wizytę w Sankt Gallen i widoki z góry Santis. 

3. Włochy. 

Pierwszy poważny wyjazd, zorganizowany przez nauczyciela geografii w gimnazjum. Wycieczka trwała chyba tydzień (odliczając dni na dojazd autokarem). Byliśmy w Wenecji, Rimini, Florencji, Pizie oraz Rzymie (wraz z wizytą w Watykanie). Właściwie każde z tych miejsc spowodowało, że miałem szczękę na ziemi. Jednak największe wrażenie zrobił na mnie Rzym, zwłaszcza pozostałości po starożytności. W Watykanie przeżyłem szok, bo wszystko wydawało się wielkie, o wiele większe niż znałem z telewizji. Do tego mieliśmy okazję być na audiencji generalnej papieża Benedykta XVI. 

Do Włoch pojechałem jeszcze raz (jak w punkcie 2 zaznaczyłem), trasa była niemal identyczna, poza Rzymem i Rimini. Skupiliśmy się na tym, by w miarę możliwości zwiedzać wszystko powoli, z namaszczeniem swoistym. Spędziliśmy kilka dni w Pawii, gdzie mieszkała kuzynka ze strony rodziny Staruszka. Razem z nią i jej chłopakiem pojechaliśmy na dwa, albo trzy dni (nie pamiętam dokładnie już) w okolice Nicei. Zobaczyliśmy też San Remo i Cannes. Czyli za jednym zamachem odwiedziliśmy kilka państw. 

4. Francja (Paryż i okolica). 

Druga wycieczka zorganizowana przez nauczyciela geografii w gimnazjum. Całość trwała mniej więcej tyle, co wycieczka do Włoch. Pierwszym punktem jaki odwiedziliśmy była Bruksela. Byliśmy w Atomium, później zobaczyliśmy budynki związane z Unią Europejską (z tego co pamiętam Rady Europejskiej i Komisji). Potem pojechaliśmy do Paryża, skąd właściwie nie jeździliśmy już specjalnie (tylko do pałacu w Wersalu). Sam Paryż zrobił na mnie wrażenie jako miasto wielokulturowe, z nutą tajemnicy i swoistym duchem historii. Zaliczyliśmy obowiązkowy punkt programu jakim jest wjazd na wieżę Eiffla. Dopiero z niej widać było zamysł architektoniczny miasta, część interesujących nas budynków itd. Ogólnie wrażenia bardzo pozytywne. Kolejnym miejscem jakie odwiedziliśmy był Luwr. Muszę powiedzieć, że miałem tam dziwne odczucia, bowiem niemal na każdym kroku miałem wrażenie, że Azjaci stanowią całość odwiedzających. Trudno było dopchać się do niektórych dzieł, błyskające flesze, jakieś rozmowy w różnych językach. ogólnie odbiór tego muzeum mam raczej zaburzony. Za to pałac w Wersalu zrobił na mnie już zdecydowanie lepsze wrażenie. Nie pamiętam już co konkretnie zwiedzaliśmy, jednak odczucia pozytywne pozostały. Odwiedziliśmy też cmentarz Pere-Lachaise. Tutaj znów moja pamięć zawodzi, na pewno byliśmy przy grobie Jima Morrisona i Fryderyka Chopina. Muszę powiedzieć, że wielość i wielkość pochowanych tam osób robi naprawdę wrażenie (nawet jak się tylko czyta o tym cmentarzu, a co dopiero jak się tam jest). Zobaczyliśmy też dzielnicę Montmartre, a z zewnątrz Moulin Rouge. 

5. Anglia (Londyn i okolica). 

Trzecia i ostatnia wycieczka z tym nauczycielem geografii. Wszystkie aspekty związane z transportem i długością pobytu podobne jak wcześniej. Różnica była tego typu, że do Anglii dostaliśmy się Eurotunelem, przy pomocy pociągu Shuttle (razem z autokarem). Na miejscu przez cały czas podziwiałem kierowców, którzy mieli do dyspozycji autokar z kierownicą po lewej stronie, o ile na autostradzie nie było trudno (oczywiście po odpowiednim wjechaniu na nią), tak w mieście wydawało się to co najmniej karkołomne. Pierwszym przystankiem było Canterbury, gdzie zwiedziliśmy katedrę, siedzibę arcybiskupa tego miasta. Oczywiście jak to u mnie, szczęka znalazła się na podłodze. Kolejne miejsce, które odwiedziliśmy to Stonehenge. Muszę powiedzieć, że na żywo ta budowla megalityczna jakoś nie zrobiła na mnie wrażenia. Może chodziło o brak możliwości podejścia bliżej, z daleka całość wyglądała na małą. W Londynie odwiedziliśmy Trafalgar Square, widzieliśmy Big Ben, Parlament, pałac Buckingham, Tower Bridge odwiedziliśmy opactwo Westminster. W czasie przejażdżki London Eye mogliśmy jeszcze raz zobaczyć miasto, tym razem z góry. Najciekawszym punktem wycieczki było dla mnie zwiedzanie Muzeum Brytyjskiego. W porównaniu z Luwrem na pewno było mniej tłoczno. A ilość samych eksponatów wręcz oszałamiała, nigdy wcześniej, ani nigdy później nie miałem okazji zobaczyć w jednym miejscu tylu malutkich artefaktów, nieco większych, średnich, dużych, aż po te największe. Tam też po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć mumię, a dokładniej mówiąc mumię z bagien, znaną jako Człowiek z Lindow. 

W przyszłości chciałbym odwiedzić: Japonię, Stany Zjednoczone, Wyspy Kanaryjskie, Wietnam, Australię i może jeszcze jakiś kraj w Afryce (na razie nie mam pojęcia który dokładnie). 

Dziś polecam: Battleme (rock), Beats Antique (elektronika, world, ethnotronica) oraz Beck Bogert & Appice (blues, rock, hard rock). 

Pozdrawiam!