piątek, 26 kwietnia 2024

Pierre Boulle- ,,Planeta małp".



Autor: Pierre Boulle

Tytuł: ,,Planeta małp".

Wydawnictwo: ArtRage

Rok wydania: 2023 (oryginalnie 1963)

Ilość stron: 215

Tłumaczenie: Agata Kozak

Moja ocena: 8/10



Dziękuję wydawnictu ArtRage za możliwość poznania tej klasycznej powieści. 


Na początku powieści poznajemy dwójkę podróżników kosmicznych, którzy korzystają ze statku żaglowego (wyraz oryginalności). Para spędzała w Kosmosie wakacje, przy okazji pogłębiało się łączące ich uczucie. 

Pewnego dnia zauważyli dryfującą w ich stronę tajemniczą butelkę. W środku znaleźli list napisany przez Ulissesa Mérou, dziennikarza. 


Cała przygoda zawarta w zapiskach zaczęła się w 2500 roku. Profesor Antelle przeznaczył swój majątek na specjalną wyprawę badawczą poza Układ Słoneczny. Wystartowali z Księżyca, podróż nie obfitowała w większe problemy. Na pokładzie statku było tylko trzech kosmonautów, reszta przestrzeni została wykorzystana na transport wielu okazów fauny i flory. Członkami załogi byli profesor, jego uczeń-młody fizyk Artur Levain i narrator opowieści. 


Ostatecznie statek znalazł się w orbicie ich celu, Betelgezy. W czasie podchodzenia do lądowania narrator stwierdził, że Soror (podróżnicy wybrali taką nazwę dla planety w orbicie Betelgezy) może być zamieszkana. Przy wodospadzie odkryli ślad ludzkiej stopy (jak wstępnie ocenili). Po paru chwilach zaobserwowali kobietę, odebrali ją jako kogoś na kształt miejscowej bogini. Kontakt ograniczył się do wzajemnej obserwacji. Kolejny dzień przyniósł im możliwość bliższego zapoznania się z miejscowymi. Przez błąd w zachowaniu załogi z Ziemi doszło do uszkodzenia ich lądownika, zaś cała załoga została zabrana w głąb dżungli. Tam odkryli, że mieszkańcy żyją na podobieństwo małp rozumnych, mają zbliżone do nich gniazda, jedzą surowe mięso itp. Spokój wszystkich zburzyło coś, co można uznać za polowanie na żyjących w dżungli. Myśliwymi okazały się małpy. Jednocześnie dało się zaobserwować podział na goryli- panów, pozujących na arystokrację i sługi- szympanse Narrator utracił w ogólnym chaosie kontakt z profesorem, młody fizyk zginął. Ulisses z kolei trafił do niewoli. Po pewnym czasie spotkał wśród pojmanych Novą (tak nazwał spotkaną na początku eksploracji planety kobietę). Ostatecznie został umieszczony w czymś na kształt więzienia, które znajdowało się w mieście zamieszkałym przez małpy. Poznał tam badaczkę o imieniu Zira, z którą stopniowo zaczęło łączyć go coraz więcej. Pod wpływem tych spotkań zaczęli uczyć się nawzajem swoich języków, aż mogli w miarę swobodnie rozmawiać na różne tematy.


Bohater przez obserwacje czy rozmowy z badaczką dowiedział się sporo o życiu mieszkańców planety, o różnicach między poszczególnymi gatunkami małp żyjącymi na niej, o pochodzeniu człowieka itp. W końcu mógł wyjść na zewnątrz, jednak w kontrolowany przez badaczy sposób. W czasie wizyty w zoo bohater odkrył z przerażeniem, że jednym z ludzi na wybiegu jest profesor Antelle. Zira obiecała zająć się uwolnieniem go, w zamian za to bohater miał trafić na kongres naukowy, jako swoista sensacja. Po spotkaniu z naukowcami Ulisses stał się wolnym osobnikiem. Stopniowo awansował w hierarchii, stał się równy naukowcom badającym ludzi. 


Kolejne fabularne komplikacje dotyczyły ciąży Novej, ojcem okazał się bohater powieści. Zagrożeni byli zarówno on, jego wybranka i ich dziecko. Ulisses odkrył przy pomocy znajomych małp dlaczego w dżungli żyją grupki ludzi. W międzyczasie narodził się jego syn, nadzieja na odrodzenie się gatunku ludzkiego w inteligentnej formie. Rada rządząca planetą zdecydowała inaczej, los nowej rodziny Ulissesa stanął pod znakiem zapytania. Zira wraz ze znajomymi naukowcami zamierza ich uratować. Ich plan udaje się w całości zrealizować, a cała historia kończy się na lotnisku Orly w Paryżu. 



Plusy i minusy:


+Zaskakujące zaskoczenie, które było wisienką na torcie.

+Tempo akcji idealne do śledzenia losów bohaterów, jednocześnie nie za dużo wątków. 

+Zaskakujące nabudowywanie świata przedstawionego, ma się wrażenie bycia z bohaterem. 

+Powieść daje do myślenia na temat naszego postrzegania inteligencji, małp, naszej pozycji w świecie ogólnie. 


-Miejscami za szczegółowe odwołania do biologii, medycyny, nauki ogólnie. Może niektórych zmęczyć długość niektórych opisów.


Pozdrawiam!

sobota, 20 kwietnia 2024

Jacqueline Harpman- ,,Ja, która nie poznałam mężczyzn".



Autor: Jacqueline Harpman

Tytuł: ,,Ja, która nie poznałam mężczyzn".

Wydawnictwo: ArtRage

Rok wydania: 2024 (oryginalnie 1995)

Ilość stron: 188

Tłumaczenie: Katarzyna Marczewska

Moja ocena: 8,5/10



Dziękuję wydawnictwu ArtRage za możliwość zapoznania się z wyżej wymienioną pozycją.

Główną bohaterkę (bez imienia) poznajemy, gdy wraz z 39 innymi kobietami przebywa w klatce, w tajemniczej piwnicy. Nie wiadomo do końca kto i dlaczego je uwięził. Ich jedyną aktywnością są czysto fizjologiczne sprawy. Bezimienna jest znacznie młodsza od pozostałych uwięzionych, wydaje się nawet, że została zamknięta przez pomyłkę. Nie ma żadnych wspomnień z ewentualnego wcześniejszego życia, pewnych skrawków o normalności dowiaduje się od towarzyszek niedoli. Od nich też uczy się podstaw czytania, liczenia, a także pisania (co przychodzi jej z największym trudem).

Pomieszczenia pilnuje na zmianę sześciu strażników, w tym jeden dość młody. Bohaterka zaczyna rozmyślać o nim w kontekście uczuciowym, tworzy w swojej głowie różne historie z nim w roli głównej. Snucie opowieści staje się dla niej głównym zajęciem w zamknięciu. Przy okazji zaczyna też w sposób świadomy dostrzegać niepisaną hierarchię w grupie czy wpływ uwięzienia na psychikę uwięzionych.

Bezimienna stopniowo zbliża się do jednej z kobiet, o imieniu Théa. Razem z nią zastanawia się kto i dlaczego zamknął je w piwnicy, bohaterka dowiaduje się też o przeszłości, relacjach z mężczyznami itp. Od swojej mentorki dowiaduje się też o swojej urodzie (wcześniej bez luster czy powierzchni odbijającej obraz nie była w stanie zauważyć szczegółów swojego wyglądu). Wspólnie opracowują też metodę odmierzania czasu na podstawie bicia serca głównej bohaterki.

Pewnego dnia rozlega się tajemniczy alarm, strażnicy porzucają uwięzione kobiety, klucze i uciekają, klatki pozostawiając otwarte. Cała grupa zdecydowała się wyjść na zewnątrz, przez chwilę kobiety przebywały w okolicy miejsca uwięzienia, ostatecznie zdecydowały się ruszyć w podróż. Na powierzchni uwięzione zaczęły zastanawiać się czy są nadal na Ziemi czy zostały przetransportowane na jakąś obcą planetę (nie znajdują jednak jednoznacznej odpowiedzi). W czasie pierwszych dni wędrówki nie znalazły ani śladu innych ludzi. Dotarły jednak do strażnicy przypominającej tę, z której uciekły. W środku znalazły ciała 40 kobiet. W kolejnej tego typu budowli znalazły pośród ciał kobiet także ciała mężczyzn. Zostawiły tam ślad dla ewentualnych uciekinierów.

Po dwóch latach wędrowania grupa nie znalazła śladów innych istot. W międzyczasie zmarła jedna z najstarszych kobiet. Reszta przez wiele dni bezcelowo pozostawała przy jej grobie. Nie wierzyły w sens dalszej podróży, bowiem znajdowały tylko strażnice, a w nich kolejne zwłoki. Śmierć kolejnej z uwięzionych sprawiła, że grupa zdecydowała osiedlić się w pobliżu większej rzeki. Zbudowały sobie niewielką osadę, pobliską strażnicę traktowały jako magazyn potrzebnych rzeczy. Bezimienna wraz z chętnymi wybierała się na krótsze wyprawy mające na celu eksplorację i zaopatrywanie osady. Od momentu osiedlenia się zmarły jeszcze trzy kobiety.

Po 13 latach od ucieczki cała grupa postanowiła zmienić miejsce zamieszkania na odkryte w czasie jednego z krótkich wypadów bohaterki. W nowej lokalizacji zbudowały kolejną wioskę. Jednocześnie zmiana ta spowodowała w nich chęć do poznawania lub przypominania sobie różnych technik wytwarzania przedmiotów itd. Kolejne lata osiedlenia mijały niejako w rytmie kolejnych zgonów wśród kobiet. Bezimienna dostała szczególną misję związaną z tym, pomagała umierającym poprzez skracanie ich cierpień. Jedną z ostatnich ocalonych była Théa, po jej śmierci w wiosce zostały już tylko 4 kobiety.

Ostatecznie nasza bohaterka została na świecie sama, postanowiła wyruszyć w dalszą drogę. Jej podróż przebiegała w podobny sposób jak ta grupowa, w pewnej chwili bezimienna zwątpiła nawet w sens poszukiwania kogokolwiek w tym obcym świecie. Po roku podróży natknęła się na tajemniczy autobus, w którym znalazła ciała najprawdopodobniej strażników. Zebrała wszystkie przedmioty jakie przy nich znalazła, przez pewien czas przebywała w okolicy pojazdu. Gdy ruszyła na dalszą eksplorację wiedziała już jaki jest system rozlokowania strażnic, mogła dzięki temu wybierać sobie cel w sposób przemyślany. Jednocześnie założyła sobie, że odwiedzi jak najwięcej piwnic w celu złożenia hołdu zmarłym.

Pod koniec powieści bohaterka znalazła dziwny, nie widziany wcześniej kopiec. Po odkopaniu klapy dostała się do umeblowanego pomieszczenia. Postanowiła zostać na dłużej w tym miejscu. Odkrywanie kolejnych tajemnic podziemnego schronu stało się dla bezimiennej sensem życia. W bibliotece odkryła spory zbiór naukowych ksiąg, dzięki nim mogła choć trochę zrozumieć otaczający ją świat, nauczyć się nowych rzeczy. Ze schronu uczyniła sobie bazę wypadową po okolicy. Zniechęcona podobnymi znaleziskami w innych strażnicach postanowiła pozostać pod ziemią. Jednocześnie próbowała jeszcze nawiązać kontakt z ewentualnymi żyjącymi więźniami czy ogólnie innymi istotami myślącymi. Bohaterka zapada prawdopodobnie na nowotwór i umiera. Okazuje się, że książka jest jakby jej pamiętnikiem.

Plusy i minusy:


+Historia inna od sporej części znanej z fantastyki, bardzo intymna, delikatna w pewnej mierze. 

+ Niezbyt szybkie tempo narracji, czas upływający w fabule jest jakby w tle. 

+ Końcówka pozostawia czytelnika z wielkim znakiem zapytania, co stało się ostatecznie z bohaterką. 

+ Cała historia ma w sobie dużo niedopowiedzeń, choćby dotyczących katastrofy jaka sprawiła, że kobiety stały się wolne. Pozwala to na różne interpretacje całości. 

+ Książka pozostawia po sobie chęć rozmyślania o szczegółach, o kondycji społeczeństwa, ogólnie o filozoficznej stronie naszego świata.


 -Początkowo odrobinę za wiele opisów. 

-Zdarzają się drobne niedociągnięcia, na przykład związane z wiedzą bohaterki o jakimś przedmiocie czy o jakiejś jej umiejętności, nie wiadomo skąd wie czy umie coś.


Pozdrawiam!

czwartek, 11 kwietnia 2024

Kiedyś to były czasy, a dziś nie ma czasów. Cartoon Network część 1.

Kontynuacja wątku z poprzedniej notki. Kanał ten należał w przeszłości (mniej więcej w okolicach końca lat 90 i początku 00) do moich ulubionych. Szczerze mówiąc wiele z emitowanych tam kreskówek dziś można w niektórych kręgach skreślić od razu. Mnie jednak przekonało łączenie w nich głównie wątków absurdalnych i groteskowych, z czarnym humorem i komiksową przemocą (chociaż nie zawsze). 

Oto pierwsza część moich ulubionych seriali animowanych z tego kanału. 

Niesamowity świat Gumballa realizacja w/w punktów obowiązkowych dla mnie w dość dużej mierze. Wystarczy zacząć od tego, że w jednej rodzinie jest mama- niebieski kot, tata- wielki, różowy królik, mają dzieci, jednego niebieskiego kota, jedną różową króliczkę i złotą rybkę z nogami. Do tego w mieście żyje taka liczba dziwacznych postaci, że głowa mała. Nie mówiąc już o nawiązaniach do innych produkcji np. do ,,Władcy Pierścieni". 

Atomówki (1998) komiksowa dość przemoc zamknięta w dość ,,słodkim" opakowaniu głównych bohaterek. Zapamiętałem najbardziej ze złoczyńców chyba diabła o imieniu On, wydawał mi się postacią maksymalnie dziwaczną (te przechodzenie z wysokiego, piszczącego głosu to basowych wręcz pomruków robiło wrażenie na mnie). Z kolei burmistrz ze swoja sekretarką tworzyli jak dla mnie świetny duet. 

Bliźniaki Cramp propozycja bazująca na różnicach światopoglądowych i w charakterach głównych bohaterów. Zawsze trzymałem stronę Lucjana, a jak dostawało się w jakiś sposób jego bratu Marianowi to bardzo mnie to cieszyło. Ciekawe były też dysonanse w mentalności bogatych mieszkańców i mieszkańców bagien. Szczerze mówiąc akcja dziejąca się na bagnach jakoś najbardziej do mnie przemawiała. 

Chojrak- tchórzliwy pies serial łączący w sobie humor (w wersji czasem dość czarnej) z pewną dozą strachu. Do dziś pamiętam odcinek pt. Królowa Czarnej Kałuży" jako naprawdę porażającą rzecz przeznaczoną dla młodzieży. Zawsze śmieszyły mnie komentarze wobec Chojraka wypowiadane przez jego komputer, ostatecznie pies dostawał jednak pewne porady jak poradzić sobie ze złoczyńcami. Pamiętam też odcinek o Dzwonniku z Nikąd jako dobrą lekcję tego, co jest ważne w odbiorze drugiej osoby. 

Dom dla Zmyślonych Przyjaciół Pani Foster był animacją zupełnie różną od wyżej wymienionych. Całość pomysłu zasadzała się na stworzeniu fikcyjnego domu dla tzw. zmyślonych przyjaciół dzieci, z którymi rozstają się po osiągnięciu pewnego wieku. Podobała mi się różnorodność postaci, zarówno pod względem wyglądu jak i charakteru. Nie pamiętam szczegółów ich przygód, jednak wydaje mi się, że były one dość różnorodne. 

Ed, Edd i Eddy nieco dziwaczna propozycja, bo w świecie przedstawionym są jedynie osoby niepełnoletnie, o dorosłych jedynie się wspomina. Podobała mi się różnorodność głównych bohaterów, zwłaszcza tytułowi różnili się od siebie jak nie wiem co, a jednak w pewnych sytuacjach potrafili ze sobą działać. Dopiero niedawno znalazłem w Sieci dziwaczne teorie dotyczące całości, a także poszczególnych bohaterów. Jeśli choć w części jest to prawda to można uznać całość za jeszcze bardziej pokręconą niż się wydaje. 

Jam Łasica to przykład tego co lubię w kreskówkach. Doza absurdalnych sytuacji, komizmu, czarnego humoru wysadzała mi głowę w Kosmos. Przygody głównych bohaterów to eksplozja dziwności, groteski i wielu innych elementów. Szczególnie w pamięć zapadły mi relacje między Łasicą i Pawianem, a także postać o imieniu Czerwony (jego sposób chodzenia był porażający wręcz). 

Dziś polecam: Happy Pills (rock alternatywny), Fading Colours (dark wave, rock gotycki) oraz  Chicago  (soft rock, jazz rock, blues). 

Pozdrawiam!

niedziela, 17 marca 2024

Kiedyś to były czasy, a dziś nie ma czasów. Fox Kids.

Jedna z blogerek (Frau Be) natchnęła mnie pośrednio do napisania tego podsumowania kreskówek. Patrząc po obecnym poziomie seriali tego typu serwowanych w TV doszedłem do wniosku, że kiedyś to były czasy, a dziś nie ma czasów. :) W moim odczuciu już nie powstaną tytuły jak w latach 90. i początku lat 2000. 

Fox Kids (od 2005 roku Jetix) serwował według mnie niezłą porcję animacji dla dzieci i młodzieży. 

Wymienię pozycję, które najbardziej przypadły mi do gustu i najlepiej je zapamiętałem. 

Dzieciaki z klasy 402 to propozycja przedstawiająca przygody uczniów z kanadyjskiej szkoły. Do tej pory pamiętam część głównych bohaterów. Chyba najbardziej utkwiła mi w pamięci niejaka Polly, Litwinka zafascynowana łyżkami. Nie pamiętam szczegółów przygód bohaterów, jednak serial pozostawił mi w głowie pozytywne wrażenie. 

Odlotowe agentki propozycja spodobała mi się ze względu na połączenie z pozoru typowego życia licealistek z ratowaniem świata przez nie, gdy zmieniają się w tajne agentki. Pamiętam najlepiej odprawy przed misją prowadzone przez założyciela agencji, w czasie których prezentował agentkom nowe gadżety dostosowane do danych działań. 

Świat według Ludwiczka  to serial będący formą wspomnień z dzieciństwa, nie żyjącego już komika Louiego Andersona. Najlepiej pamiętam relacje w rodzinie głównego bohatera, przygody w okolicach domu i w szkole (chyba też były jakieś). Cały sekret tej produkcji tkwił chyba w opowieściach ojca Ludwiczka o jego rzekomych sukcesach jako żołnierza w Wietnamie. Niektóre z nich należały do swoistych perełek z gatunku ,,patykiem na wodzie pisanych". 

Dziś polecam: Cypress Hill (west coast hip-hop, hardcore rap, rap alternatywny, latin rap, pop rock, rapcore), Deafslow (hard rock, heavy rock, rock psychodeliczny) oraz Deafheaven (blackgaze, black metal, shoegaze, screamo, post-metal). 

Pozdrawiam!


wtorek, 20 lutego 2024

Kolejna porcja zdjęć (świeże, niemal jak z piekarni).

Kolejna porcja zdjęć, bo nadal nic ciekawego co można opisać się nie dzieje. Zdjęcia są niemal jak z piekarni, bo z 16 lutego.







 Patrząc od góry obrazy numer 1 i 2 to dość ciekawe osiedle w pobliżu ruchliwej ulicy. Intrygujące dla mnie były te ekrany akustyczne, które kończą się poniżej połowy wysokości budynków (może jednak to działa, nie znam się na akustyce zupełnie). Obrazek 3 to bociany na gnieździe z jajkami już. ;) Fotki 4,5 i 6 to kościół pw. bł. Władysława z Gielniowa przy parku zwanym Bażantarnią. 

Jutro jest 19 rocznica śmierci Zdzisława Beksińskiego, jednego z moich ulubionych malarzy czy szerzej ludzi (w sensie postaci wyłaniającej się z listów, zapisków w pamiętniku itp.). Szokiem jest dla mnie to jak szybko mijają lata od tego typu wydarzeń. 

Dziś polecam: Parasol Caravan (stoner rock), Porter Band (rock) oraz Pyrexia  (brutal death metal, death metal, groove metal). 

Pozdrawiam!

sobota, 3 lutego 2024

Nic się nie dzieje. Jestem kunktatorem. Kolana pod specjalnym nadzorem.

Nic wartego uwagi się u mnie nie dzieje. Poza tym jako przeokropny kunktator (a może Kunktator) nie mogę zmusić się do pisania. Może to i lepiej, wyduszać na siłę jakichś wielkich przemyśleń nie zamierzam. 

Jedynym wydarzeniem z ostatnich dni wartym zanotowania była moja wizyta w Centrum Onkologii. Znów zdołowałem się maksymalnie patrząc ile osób leczy się w tym ,,molochu". Do tego wizyta nieco się przesunęła (jedna z pacjentek wspominała w rozmowie z inną, że kiedyś czekała trzy godziny to tego gabinetu co ja byłem zapisany). Od razu zdołowałem się jeszcze bardziej, bo trzy godziny czekania to jednak bardzo długo. Na szczęście wszystko przesunęło się o jakieś 40 minut jedynie, na plus zaliczam też spotkanie z bardzo sympatyczną panią doktor (ta sama co wystawiała mi wypis jak byłem na kontroli trzydniowej). Wyniki mam w porządku, mam się meldować u swojej endokrynolog, w CO mam być niemal równo za rok (w styczniu). 

Ostatnio coś zaczęły mnie męczyć kolana. Ból nie jest jakiś wielki, jednak chwilami przeszkadzało mi to. Na razie wdrożyłem kurację lekową, którą zalecił mi rehabilitant jak pomagał mi wrócić do względnej formy po artroskopii. 

Wklejam zdjęcia z września, aby nieco rozjaśnić te chłodne i wietrzne dni. 



Widok wieczorny na pobliski budynek, z dużym napisem SMB ,,Imielin", do której należymy. Grążele w drodze do lasu Kabackiego. Wcześniej inny widok na to samo oczko wodne. 

Dziś polecam: Johnny Cash (country, rock&roll, folk, blues, gospel), Kadavar (hard rock, rock psychodeliczny, stoner rock) oraz Këkht Aräkh (black metal, ambient). 

Pozdrawiam!


niedziela, 14 stycznia 2024

Zniesmaczenie marnotrawstwem.

Kilka razy jak wchodziłem do pomieszczenia, gdzie mamy nasze śmietniki natknąłem się na spore ilości wyrzuconej żywności. Zwłaszcza moje wzburzenie wywołało to, że ktoś wywalił pół opakowania bułki krojonej. Rety. Są ludzie, którzy taką bułkę kupują sobie rzadko, bo ich nie stać z różnych przyczyn. A inna osoba kupuje za duże dla siebie opakowanie, po czym wyrzuca połowę do śmieci. Przecież można kupić mniejsze opakowanie, bo wytwórcy zauważyli, że nie każdy zje taką dużą porcję. Można też oddać zdatne jeszcze do zjedzenia produkty do jadłodzielni, względnie oddać komuś potrzebującemu jak znamy takie osoby. Potem wszyscy dziwią się, że w Polsce co roku marnuje się ok. 5 milionów ton żywności rocznie. Owszem na przestrzeni lat zdarzało się nam coś wyrzucić, bo zapomnieliśmy o tym czy coś. Nie przypominam sobie za to, żeby ktoś wyrzucił u nas pół opakowania pieczywa. Dla mnie to jest coś niesmacznego i trudnego do zrozumienia. 

Może należy iść z duchem Japonii, gdzie szanuje się żywność przez pewnego rodzaju legendę. Wierzy się tam, że w każdym ziarenku ryżu mieszka bóstwo, które może się na nas gniewać, jak wyrzucimy ryż. Sądzę, że dzięki temu dałoby się ograniczyć porcje jedzone przez ludzi, a co za tym idzie ilość śmieci. Bo nie ma co się oszukiwać, że niektórzy biorą sobie do jedzenia fury, po czym rezygnują dość szybko z tego rezygnują. 

Dziś polecam: Riverside (rock progresywny, metal progresywny), Saga (rock) oraz Serj Tankian (hard rock, rock alternatywny, heavy metal, metal industrialny, metal progresywny, metal alternatywny, art rock, art pop, muzyka filmowa, modern classical). 

Pozdrawiam!


wtorek, 2 stycznia 2024

Po świętowaniu.

Jakoś aura za oknem spowodowała u mnie lekki spleen po świętowaniu. Nie mniej wszystko ograniczyło się do lekkiej niechęci do działań wszelakich, nie tak jak w latach ubiegłych. 

Wigilia minęła w dobrej atmosferze, w towarzystwie takim samym jak rok temu. Organizacyjnie było o wiele lepiej, zaczęliśmy świętowanie około 18, skończyliśmy po północy. Rok temu zaczęliśmy wszystko koło 20 dopiero, więc jest na plus to. Jedzenia znów było multum, szczególnie wędzony węgorz zrobił mi wieczór (co dziwne ryby smażone to dla mnie niezbyt smaczny kąsek, ryby wędzone, śledzie itp. jem). W kwestii zdrapek udało się zbliżyć do zeszłorocznej wygranej, 76 złotych wobec 82 złotych wtedy. 

Przed Sylwestrem przyszła do nas moja Mama Chrzestna (skorzystała z tego, że mieszka po drugiej stronie ulicy), miała w ostatnim czasie sporo problemów zdrowotnych w domu. Widać było, że chciała odetchnąć od tego wszystkiego. 

W Sylwestra siedzieliśmy w domu, zjedliśmy sałatkę z pieczarkami, tatara, śledzie pod pierzynką, do toastu posłużyła nam wiśniówka. Nie oglądaliśmy muzycznych występów w tv, właściwie ograniczyliśmy się do radia. Strzelanina fajerwerkami była nieco dłuższa niż w poprzednim miejscu zamieszkania, coś koło pół godziny trwało wszystko w tym roku. Dwie osoby wykazały się brakiem mózgu odpalając swoje materiały pirotechniczne na środku ulicy. Na szczęście nic się nie stało groźnego. 

Dziś polecam: Of Monsters And Men (indie rock, folk rock, indie folk), OMNIA (folk, celtycka) oraz Panda Dub (dub, electro, reggae, roots). 

Pozdrawiam!